- W szkole uczono nas o hitlerowskich zbrodniach, a ja miałam poczucie winy, bo nie wiedziałam czy jestem Polką, czy Niemką…Tak wspomina swoje dzieciństwo w podgiżyckim Spytkowie Renata Komorowska.
W latach 70. ubiegłego stulecia rządy PRL i RFN podpisały umowę o umożliwieniu emigracji na Zachód ostatnich rodzin mazurskich w zamian za wysoką kwotę kredytu walutowego, udzielonego Polsce przez Niemcy. Z tej możliwości skorzystali rodzice Renaty Komorowskiej ze Spytkowa pod Giżyckiem.
>>> Zobacz: Każdy chwalił Boga po swojemu
Otrzymanie zgody na emigrację ułatwił fakt, iż miejscowe władze zaplanowały zlokalizowanie na obszarze gospodarstwa Komorowskich dużego składowiska odpadów komunalnych. Renata miała niespełna 17 lat, kiedy z powodu decyzji rodziców musiała porzucić swoje koleżanki, szkołę w Giżycku oraz dom rodzinny na kolonii wsi Spytkowo i ruszyć do nieznanych Niemiec.
Swoje dzieciństwo w Spytkowie wspomina z rozrzewnieniem, ale nie idealizuje go: - Prąd podłączono nam dopiero w 1968 roku, a wodę długo jeszcze musieliśmy nosić w wiadrach z pobliskiego źródła. Wszystkiego brakowało, a na łapówki nie mieliśmy pieniędzy. W szkole uczono dużo o ostatniej wojnie i hitlerowskich zbrodniach, a ja doznawałam poczucia winy, bo nie wiedziałam czy jestem Polką czy Niemką…
>>> Zobacz: Moją pasją jest Warmia
W styczniu 1945 r. Komorowscy, jak większość mazurskich rodzin, ruszyli na zachód, uciekając przed Armią Czerwoną. Z Gdyni mieli być ewakuowani na m/s „Wilhelm Gustloff”, ale tknięta złymi przeczuciami babcia odmówiła wejścia na pokład statku. „Wilhelma Gustloffa” zatopiły sowieckie torpedy – w falach Bałtyku zginęło wówczas kilka tysięcy ludzi.
>>> Sołżenicyn: Prusy 1945
Komorowscy przeżyli i powrócili w okolice Giżycka.
W Niemczech Zachodnich, pomimo dużo lepszych warunków i możliwości życiowych, Renata nie rozstrzygnęła swego osobistego dylematu:
- W Polsce byłam Niemką, a w Niemczech, choćby ze względu na brzmienie nazwiska – Polką. Coraz mocniej zdawałam sobie sprawę z moich mazurskich korzeni; z tego, że łączą się we mnie cechy dwóch narodów – polskiego i niemieckiego.
Renata Komorowska poznała w Niemczech studenta handlu zagranicznego – Olivera Geisa. Młodzi pobrali się i zamieszkali w nadreńskim Palatynacie. W międzyczasie, kiedy Oliver kontynuował studia w angielskim Birmingham, w Polsce wprowadzono stan wojenny. Geisowie wzięli udział w demonstracji poparcia dla „Solidarności”, niosąc transparent z napisem: „Krew na twoich rękach Jaruzelski”. Organizowali pomoc socjalną dla dalszej rodziny i koleżanek Renaty w Polsce.
>>> Zobacz: Stary rybak i jezioro Wulpińskie
W 1993 r. przyjechali z dziećmi na wakacje na Mazury i Renata namówiła Olivera na kupno popegeerowskiego „bliźniaka” w podgiżyckim Pierkunowie.
- Kiedy weszłam do tego domu, zobaczyłam starą kuchnię i piece, przypomniało mi się dzieciństwo i pomyślałam, że to moje miejsce, że tutaj chciałabym spędzić resztę życia — mówi kobieta.
Przy kupnie nieruchomości pomogła rodzina z Węgorzewa, bowiem Renata dopiero w 2001 r. odzyskała polskie obywatelstwo. Obecnie małżonkowie Geis żyją w dwóch ojczyznach – w niemieckim Palatynacie i na polskich Mazurach. Oliver nad Renem tęskni za mazurskimi zimami, a Renata opowiada znajomym, że na Mazurach są najpiękniejsze na świecie chmury. W swoim domu w Pierkunowie przyjmują niemieckie grupy rowerowe i artystów, dla których mazurski krajobraz i historia stają się twórczym natchnieniem. Renata działa w Niemieckim Stowarzyszeniu Socjalno-Kulturalnym i giżyckiej „Wspólnocie Mazurskiej”.
- Teraz jestem szczęśliwa, że mogę żyć w pełni w obu moich krajach – z uśmiechem mówi Renata - że nie jestem zmuszana do dokonywania wyboru. Mnie i Oliverowi tak samo bliskie mogą być teraz nadreńskie wzgórza i winnice, jak mazurskie jeziora i lasy. Chcemy tutaj robić coś nowego dla lepszego porozumienia odwiecznych sąsiadów – Polaków i Niemców.
Anna Baranowska
a.baranowska@gazetaolsztynska.pl
Pokaż Spytkowo: Mazurzy wracają na Mazury na większej mapie
>>> Zobacz: Każdy chwalił Boga po swojemu
Otrzymanie zgody na emigrację ułatwił fakt, iż miejscowe władze zaplanowały zlokalizowanie na obszarze gospodarstwa Komorowskich dużego składowiska odpadów komunalnych. Renata miała niespełna 17 lat, kiedy z powodu decyzji rodziców musiała porzucić swoje koleżanki, szkołę w Giżycku oraz dom rodzinny na kolonii wsi Spytkowo i ruszyć do nieznanych Niemiec.
Swoje dzieciństwo w Spytkowie wspomina z rozrzewnieniem, ale nie idealizuje go: - Prąd podłączono nam dopiero w 1968 roku, a wodę długo jeszcze musieliśmy nosić w wiadrach z pobliskiego źródła. Wszystkiego brakowało, a na łapówki nie mieliśmy pieniędzy. W szkole uczono dużo o ostatniej wojnie i hitlerowskich zbrodniach, a ja doznawałam poczucia winy, bo nie wiedziałam czy jestem Polką czy Niemką…
>>> Zobacz: Moją pasją jest Warmia
W styczniu 1945 r. Komorowscy, jak większość mazurskich rodzin, ruszyli na zachód, uciekając przed Armią Czerwoną. Z Gdyni mieli być ewakuowani na m/s „Wilhelm Gustloff”, ale tknięta złymi przeczuciami babcia odmówiła wejścia na pokład statku. „Wilhelma Gustloffa” zatopiły sowieckie torpedy – w falach Bałtyku zginęło wówczas kilka tysięcy ludzi.
>>> Sołżenicyn: Prusy 1945
Komorowscy przeżyli i powrócili w okolice Giżycka.
W Niemczech Zachodnich, pomimo dużo lepszych warunków i możliwości życiowych, Renata nie rozstrzygnęła swego osobistego dylematu:
- W Polsce byłam Niemką, a w Niemczech, choćby ze względu na brzmienie nazwiska – Polką. Coraz mocniej zdawałam sobie sprawę z moich mazurskich korzeni; z tego, że łączą się we mnie cechy dwóch narodów – polskiego i niemieckiego.
Renata Komorowska poznała w Niemczech studenta handlu zagranicznego – Olivera Geisa. Młodzi pobrali się i zamieszkali w nadreńskim Palatynacie. W międzyczasie, kiedy Oliver kontynuował studia w angielskim Birmingham, w Polsce wprowadzono stan wojenny. Geisowie wzięli udział w demonstracji poparcia dla „Solidarności”, niosąc transparent z napisem: „Krew na twoich rękach Jaruzelski”. Organizowali pomoc socjalną dla dalszej rodziny i koleżanek Renaty w Polsce.
>>> Zobacz: Stary rybak i jezioro Wulpińskie
W 1993 r. przyjechali z dziećmi na wakacje na Mazury i Renata namówiła Olivera na kupno popegeerowskiego „bliźniaka” w podgiżyckim Pierkunowie.
- Kiedy weszłam do tego domu, zobaczyłam starą kuchnię i piece, przypomniało mi się dzieciństwo i pomyślałam, że to moje miejsce, że tutaj chciałabym spędzić resztę życia — mówi kobieta.
Przy kupnie nieruchomości pomogła rodzina z Węgorzewa, bowiem Renata dopiero w 2001 r. odzyskała polskie obywatelstwo. Obecnie małżonkowie Geis żyją w dwóch ojczyznach – w niemieckim Palatynacie i na polskich Mazurach. Oliver nad Renem tęskni za mazurskimi zimami, a Renata opowiada znajomym, że na Mazurach są najpiękniejsze na świecie chmury. W swoim domu w Pierkunowie przyjmują niemieckie grupy rowerowe i artystów, dla których mazurski krajobraz i historia stają się twórczym natchnieniem. Renata działa w Niemieckim Stowarzyszeniu Socjalno-Kulturalnym i giżyckiej „Wspólnocie Mazurskiej”.
- Teraz jestem szczęśliwa, że mogę żyć w pełni w obu moich krajach – z uśmiechem mówi Renata - że nie jestem zmuszana do dokonywania wyboru. Mnie i Oliverowi tak samo bliskie mogą być teraz nadreńskie wzgórza i winnice, jak mazurskie jeziora i lasy. Chcemy tutaj robić coś nowego dla lepszego porozumienia odwiecznych sąsiadów – Polaków i Niemców.
Anna Baranowska
a.baranowska@gazetaolsztynska.pl
Pokaż Spytkowo: Mazurzy wracają na Mazury na większej mapie