Wopławki wracają w moich snach

2010-11-03 12:00:00 (ost. akt: 2013-07-17 14:27:10)
Rok 1955. 7-letni Mieczysław z młodszym bratem Ryszardem na tle pałacu w Wopławkach

Rok 1955. 7-letni Mieczysław z młodszym bratem Ryszardem na tle pałacu w Wopławkach

Mieczysław Ostrowski, czytelnik pochodzący ze wsi Wopławki pod Kętrzynem, nadesłał nam swoje wspomnienia. Pisze o swojej wsi, o której nie może zapomnieć, która jest historią jego życia.

Wieś Wopławki uważana jest za jedną z najstarszych powiecie kętrzyńskim. Właśnie z tą mazurską wsią wiążą się moje najwcześniejsze przeżycia. Na świat przyszedłem 31 lipca 1948 roku w szpitalu w Kętrzynie. W Wopławkach mieszkałem do ukończenia dziesiątego roku życia. W 1958 roku rodzice podjęli pracę w pobliskim Kętrzynie i całą rodziną, z młodszym o pięć lat bratem Ryszardem, przenieśliśmy się tam na stałe. Po przeprowadzce przez jakiś bywałem w Wopławkach. Koleje mojego losu tak się układały, że oddalałem się ze swojej wsi. Nieoczekiwanie dla samego siebie osiedliłem się na przeciwległym krańcu Polski w Zielonej Górze. Ktoś mógłby powiedzieć: stąd to już na pewno tych maleńkich Wopławek nie widać.


Tu spotkały się dwa światy
Ale stało się inaczej. Im stawałem się starszy, tym częściej zdarzenia i widoki z Wopławek pojawiały się w moich snach. Może mikroświat Wopławek z lat pięćdziesiątych żyje w mojej świadomości ze względu na barwnych ludzi, z ich nieukrywaną chęcią i umiejętnością współdziałania? Ówczesna społeczność Wopławek była złożona z Polaków przybyłych ze wschodnich kresów Drugiej Rzeczpospolitej i niemieckich autochtonów. Akceptowali się nawzajem, swoiście pojmowali patriotyzm małej ojczyzny, wzajemnie szanowali. Polacy z kresów szukali nowego miejsca do życia. Niemcy natomiast, niektórzy z nich, pozostali na miejscu, bo tej ziemi nie mogli i nie chcieli zostawić. Żyli w wyjątkowo trudnych powojennych okolicznościach, w klimacie centralnie sterowanej nagonki politycznej. Dziś widać, jak dużo zależało od dobrej woli ludzi.


Dwór, czyli pałac

Większość mieszkańców Wopławek stanowili, tak jak moi rodzice i dziadkowie po kądzieli, przesiedleńcy z różnych zakątków Wileńszczyzny. Przeprowadzając się po 1945 roku do nowej Polski, mieli najbliżej i niejako po drodze do jej północno-wschodnich terenów, do terytorium byłych Prus Wschodnich. Zjeżdżali wieloma transportami. Najwięcej repatriantów z ziemi wileńskiej trafiło do Wopławek w 1946 roku. Dołączyli do wcale nie tak znowu nielicznych miejscowych, niemieckich mieszkańców wsi.
Napływowa polska społeczność Wopławek zajęła opuszczone przez niemieckich poprzedników ich miejsca zamieszkania i miejsca pracy.
W Wopławkach znajdował się majątek tworzyło skupisko solidnych murowanych zabudowań gospodarczych, postawionych z myślą o hodowli zwierząt i towarzyszącej jej produkcji roślinnej na dużą skalę. Stała tam obszerna stodoła, spichlerz, obory, chlewy, stajnie, kuźnia, warsztaty do napraw samochodów i traktorów, pomieszczenia na garaże. Nieopodal stał, uszkodzony w czasie wojny, dwór z parkiem krajobrazowym. Dwór, nazywany wtedy przez nas pałacem, zachował się do dzisiaj i już jako własność prywatna doczekał się wreszcie remontu.


Fachowiec od krów
W pozostawionych przez Niemców obiektach powstał zakład rolny państwowych nieruchomości ziemskich, zamieniony później na państwowe gospodarstwo rolne. Postawiono na zarodową hodowlę krów. W Wopławkach po 1945 roku pozostało kilku niemieckich speców od tej hodowli. Jednym z nich był pan Kiedynk. Miał opinię niezrównanego znawcy swojego fachu. Ojciec opowiadał mi, że Kiedynk przez kilka powojennych lat był najważniejszym człowiekiem w Wopławkach od zarodowej hodowli bydła. Pracował na stanowisku brygadzisty. Odznaczał się ogromną pracowitością. Po polsku znał zaledwie kilkanaście słów i może dlatego w trakcie rozmów z Polakami najczęściej tylko się uśmiechał. Był tak dobry w tym, co robił, że jeszcze przed 1950 rokiem awansował.
W majątku ludzie z dnia na dzień znaleźli zatrudnienie. W piętrowej byłej rezydencji miał przez dobrych kilka lat swoje biurko księgowego mój ojciec. Z kolei w pałacu umiejscowiono wiejskie przedszkole, które aż do 1958 roku prowadziła m.in. moja mama.
Cały parter pałacu zajmowały instytucje: biura gospodarstwa rolnego, potem w 1956 czy 57 otwarto tam sklep spożywczy. Mieściło się tam przedszkole, do którego chodziłem przez kilka lat.
Perwsze piętro pałacu zamieszkiwały trzy rodziny: jedna polska i dwie niemieckie: Glatzkich i Rantów.

Mechanik z kunsztem
Pan Glatzki (wszyscy zwracali się do niego po nazwisku) mieszkał z żoną i synem. Był zatrudniony na stanowisku głównego mechanika przedsiębiorstwa i powszechnie ceniono go za to, że z najwyższym kunsztem wykonywał każdą, wymagającą specjalistycznych umiejętności, pracę w majątku: mechanika, elektryka, spawacza, tokarza. A przy tym cechowała go bezwarunkowa otwartość i życzliwość oraz gotowość do działania i niesienia pomocy. Ludzie bardzo go lubili i zupełnie nie miało znaczenia to, że po polsku mówił z wyraźnym akcentem. Jego kwalifikacje sprawiały, że cieszył się poważaniem. Moje ucho dziewięciolatka wychwytywało często wypowiadane przez ludzi słowa: najlepiej zapytaj Glatzkiego, Glatzki będzie wiedział, poszukaj Glatzkiego, idź do Glatzkiego. Z informacji od innych osób wiem, że później, po latach, jego syn ożenił się i z żoną wyjechał do Niemiec. A pan Glatzki ze swoją małżonką pozostał w Wopławkach do końca swojego życia. Dopóki mógł, to pracował i pomagał. Aż wreszcie zabrakło sił. Zmarł w Wopławkach, tak jak i jego żona.

Na rowerze Klausa
Rantowie mieli dwoje dzieci: starszą córkę Mariannę i syna Klausa. W mieszkaniu państwa Rantów często bywałem, bo Klaus był moim rówieśnikiem. Przez dwa lata chodziłem z nim do szkoły. Zapamiętałem, że w mieszkaniu Rantów był bardzo szeroki korytarz z najrozmaitszymi sprzętami, z jakąś dużą wanną, kilkoma baliami, dziecięcym wózkiem i maszyną do szycia. Ojciec rodziny pracował w Wopławkach jako księgowy. Był młodszy od Glatzkiego i lepiej od niego mówił po polsku. Ojciec mi opowiadał, że był dobrym księgowym. Pamiętam, że Rantowie mieli rower. Damkę. Na owe czasy to był spory rarytas. Klaus i jego siostra jeździli tą damką na przemian po dziedzińcu przed pałacem. W związku z tym, że często ich odwiedzałem również nauczyłem się, dzięki ich wsparciu, jeździć na rowerze. Odczuwałem z tego powodu olbrzymią radość.
Przytaczam swoje wyobrażenia o Wopławkach z perspektywy dziesięcioletniego chłopca. Kwestia narodowości dla nas, dzieci, nie miała żadnego znaczenia.


We trójkę do domu
We wsi tylko jeden dom zajmowali miejscowi Niemcy, tutejsi mieszkańcy, wielopokoleniowa rodzina Krygierów. Najmłodszy spośród Krygierów był Piotr, drugi mój rówieśnik w Wopławkach. Zwracaliśmy się do niego "Pioter". Razem z Piotrem przez trzy lata, od 1955 do 1958 roku, chodziłem do szkoły w Czernikach (przez pierwsze dwa lata, tak jak z Klausem Rantą). Po lekcjach zawsze wracaliśmy we trójkę: ja, Piotr i Klaus. Ten obrazek raz po raz powraca w mojej pamięci. Jest czerwiec, upalny dzień. Z tornistrami na plecach idziemy polną mazurską drogą z Czernik do Wopławek. Droga jest długa, nierówna, biegnie przez pofałdowany teren, ale prowadzi prosto do domu. A tam czekają na nas z obiadem.
Mieczysław Ostrowski

Mieczysław Ostrowski o sobie
W tym roku kończę 62 lata. W 1966 roku zdałem maturę w LO w Kętrzynie. W 1973 roku ukończyłem filologię rosyjską na Uniwersytecie Gdańskim. Od 1973 roku mieszkam w Zielonej Górze. W latach 1973-1999 pracowałem w tutejszej Wyższej Szkole Pedagogicznej, najpierw jako nauczyciel akademicki, a później kierownik Działu Nauki i Współpracy z Zagranicą. W latach 1993-2008 prowadziłem własne Wydawnictwo Verbum, a dodatkowo w latach 2001-2008 Księgarnię Uniwersytecką. W 2008 roku przeszedłem na emeryturę. Żona Regina. Dorosłe dzieci Agata i Łukasz, dwoje wnuków.



Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Anna Sarnecka #104839 | 83.31.*.* 13 lis 2010 19:22

    Z zainteresowaniem przeczytałam artykuł zwłaszcza, że też pochodzę z Wopławek tylko urodziłam się 6 lat później niż autor tych wspomnień. Teraz też często odwiedzam tę wieś, ponieważ mieszka tu moja rodzina. Chętnie podzieliłabym się wspomnieniami z autorem gdyby wyraził taką wolę.

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) ! - + odpowiedz na ten komentarz